Andrzej Lubomirski
Epistemologia genetyczna i problem rozwoju nauki

"Archiwum Historii Filozofii i Myśli Społecznej" t. 30, 1984, s. 157-184.
Także w: Rozwój nauki a społeczny kontekst poznania. Pod redakcją Józefa Niżnika, PWN, Warszawa 1987, s. 81-105.
1. UWAGI WSTĘPNE

Przekonanie, że problem rozwoju wiedzy naukowej uznać należy za jedno z najważniejszych zadań teorii poznania naukowego czy filozofii nauki, zdaje się od lat parudziesięciu stanowić naczelną ideę programów badawczych większości najwybitniejszych współczesnych jej przedstawicieli. Pojawia się ono w wersjach rozmaitych, których tu wszakże wyszczególniać nie będziemy: sama bowiem ich rejestracja wymgałaby poruszenia pewnych skądinąd interesujących, lecz zawiłych i dyskusyjnych kwestii, na których omawianie nie mamy tu miejsca. Nie jest to zresztą potrzebne. Dla celów niniejszych rozważań wystarczy w zupełności, jeśli nie wdając się w szczegóły odnotujemy samo owo zjawisko ogólne: fakt, iż pytanie o przebieg, kierunki, uwarunkowania, mechanizmy ewolucji nauki dominuje w toczonych dziś dyskusjach niemal w tym samym stopniu, w jakim uprzednio było lekceważone i zaniedbywane.

Jakoż bowiem istotnie, główny nurt filozofii nauki (za jaki uznać należy, jakkolwiek by na sprawę patrzeć, filozofię początkowo niemieckiego i angielskiego, a później głównie angielskiego świata językowego), wyznaczony był w drugim ćwierćwieczu naszego stulecia przez neopozytywistyczną doktrynę kwalifikującą jako filozoficznie niesensowne wszelkie rozważania wykraczające poza analizę języka i struktury teorii naukowych. Analiza ta - nawet po uchyleniu pierwotnego ograniczenia filozofii nauki do badań o charakterze syntaktycznym i po wprowadzeniu wymiaru semantycznego i pragmatycznego - miała być z zasady analizą synchroniczną, skoncentrowaną na wytworach myśli naukowej traktowanych jako już ukształtowane i gotowe. Począwszy mniej więcej od lat pięćdziesiątych doktryna ta zaczęła być od różnych stron poważnie kwestionowana, nawet przez tych myślicieli, którzy wyrośli w owej pozytywistycznej tradycji1.
1Popper (a także inni autorzy) podkreślał znaczenie diachronicznej analizy poznania już w połowie lat trzydziestych. Generalnie jednak rzecz biorąc, były to w owym czasie - jeśli idzie o główny nurt dwudziestowiecznej filozofii nauki - raczej wyjątki od reguły niż reguła.

Jej wpływ wszelako był tak istotny, że w znacznym stopniu określiła ona sposób interpretacji owej zmiany w sposobie myślenia: po pierwsze, alternatywne (w stosunku do neopozytywistycznej) koncepcje uprawiania filozofii nauki, wysuwające na plan pierwszy problemy diachroniczne, przyjmowane były początkowo jako sensacyjne i rewolucyjne2;
2Tak funkcjonowała przez pewien czas ogłoszona w 1962 r. Struktura rewolucji naukowych Kuhna.

po drugie, wynikające z nich konsekwencje interpretowane były jako "wewnętrzny" antypozytywistyczny przewrót, zawierający obok intencji krytycznych i polemicznych także niejaką skłonność do zachowania ciągłości tradycji, z której wyrosły; po trzecie wreszcie, przewrót ten - owo doszukanie się sensu w badaniu historii nauki - uznany został przez filozofię anglosaską drugiej połowy naszego stulecia za jej własne oryginalne odkrycie, za przejaw najbardziej nowoczesnego filozofowania, niemal za coś, co się dziś właśnie i w tej jedynie tradycji pojawiło po raz pierwszy w historii rewolucyjnej refleksji.

Zależy nam na podkreśleniu tej ostatniej kwestii, ponieważ w tym punkcie przytoczona interpretacja szczególnie jaskrawo kontrastuje z faktami. Jakoż zgoła banalne będzie przypomnienie, że w pełni wykrystalizowana idea ważności historii nauki dla filozofii nauki pojawiła się w myśli filozoficznej na całe stulecie przed pierwszymi pracami inspiratorów dwudziestowiecznej historycznej rewolty. Zrodzona z ogólnego ducha historyzmu charakterystycznego dla wieku XIX stała się - w takiej lub innej postaci - niezbywalnym składnikiem wielu ówczesnych kierunków czy doktryn. Obecna była w myśli Marksa i pozostała jedną z podstawowych przesłanek marksistowskiej epistemologii, chociaż później kierunek ten, koncentrując się bardziej na innych wątkach, w znacznym stopniu zaniedbał prace, które mogły i powinny były wyprowadzić z niej wszystkie stosowne konsekwencje. Obecna była u niemieckich neokantystów, aczkolwiek przybrała tam kształt swoisty, związany z ich generalnym filozoficznym rodowodem. Stała się też centralną ideą francuskiej teorii nauki XIX i XX w. Niezależnie od całej różnorodności typów wykształcenia i głównych kierunków aktywności poszczególnych myślicieli, niezależnie od tego, czy chodziło im bardziej o same badania historyczno-krytyczne jako takie, czy też raczej o próbę rozstrzygnięcia na ich podstawie klasycznych problemów epistemologicznych, niezależnie wreszcie od wielości stanowisk filozoficznych, wszyscy oni - Cournot, Poincaré, Duhem, Milhaud, Reymond, Tannery, Koyré, P. Boutroux, Brunschvicg, Le Roy, Meyerson, Cavaillès, Lautman, G. Bachelard, Gomseth, by wymienić tylko najbardziej znane nazwiska - przekonani byli, że nie ma innego sposobu stworzenia godnej zaufania filozofii nauki, niż odwołanie się do analizy tej swoistej rzeczywistości, jaką stanowi proces historycznego rozwoju wiedzy naukowej ze wszystkimi jego uwarunkowaniami.

Otóż wszystkie te kierunki są przez współczesną filozofię anglosaską lekceważone. Powierzchowny obserwator mógłby nawet podejrzewać, że dla większości jej przedstawicieli historia epistemologii i filozofii nauki zaczyna się od pierwszych prac Schlicka i Carnapa, a historia nowoczesnej, diachronicznej refleksji nad nauką - od pierwszych prac Toulmina, Hansona i Kuhna. Mógłby też dodać, że w wielu przypadkach "odkrywają" oni fakty, których szczegółowy opis mogliby znaleźć bez trudu u swych francuskich poprzedników, proponują ich "oryginalne" interpretacje, które kilkadziesiąt lat temu były już szczegółowo dyskutowane, dokonują metodologicznych "zwrotów", w wyniku których dochodzą do koncepcji od dawna już w filozoficznej refleksji obecnych. Nie byłoby to zresztą całkowicie pozbawione racji; sądzimy wszakże, że sprawa nie jest tak prosta. Jakoż trudno przypuścić, by opisane zjawisko wynikało jedynie z historycznej ignorancji współczesnych filozofów nauki czy też z ich przekonania, że w "przestarzałych" pracach Boutrouxa, Brunschvicga czy Meyersona nie można z natury rzeczy znaleźć idei wartościowych i płodnych. Powód musi leżeć gdzie indziej: w jakiejś zasadniczej, dotykającej fundamentalnych przesłanek filozoficznych, różnicy między owymi odrzucanymi przez współczesną filozofię nauki tradycyjnymi koncepcjami a jej własną orientacją epistemologiczną.

Przypuszczenie to zdaje się potwierdzać obserwacja, że tak samo, jak szkoła historyczno-krytyczna, traktowana jest przez filozofię anglosaską jedna z najwybitniejszych konkurencyjnych wobec niej epistemologii XX w. (skądinąd nawiązująca do owej francuskiej tradycji filozofowania): koncepcja Jeana Piageta. Nie jest to bowiem przecież myśliciel nieznany, autor dwu czy trzech prac, które w odpowiednio niesprzyjających okolicznościach mogły przejść nie zauważone. Nie licząc jego osobistego ogromnego dorobku w dziedzinie psychologii, od chwili powstania w Genewie w roku 1955 "Centre international d'épistémologie génétique" ukazało się blisko 40 tomów zbiorowych (z udziałem takich autorów, jak Quine, Beth, Kuhn, Bruner, McCulloch czy Naess i wielu innych tej rangi), poświęconych podstawowym problemom epistemologicznym. Jego autorytet światowy jako psychologa jest niepodważalny. Jego idea "epistemologii genetycznej" wysunięta została w końcu lat czterdziestych3,
3Por. J. Piaget, Introduction à l'épistémologie génétique, t. I, Paris 1949. W dalszym ciągu niniejszego artykułu skrót IEG będzie oznaczał zawsze tom pierwszy drugiego wydania tego dzieła (Paris 1973).

a więc w czasie, gdy diachroniczna rewolucja we współczesnej filozofii nauki wisiała już w powietrzu. A mimo to Piaget zawsze był i pozostał - dla filozofii anglosaskiej - outsiderem: nie cytuje się jego prac (chyba że chodzi o kwestie czysto psychologiczne), nie dyskutuje się jego poglądów, a nawet nie podejmuje się - poza ogólnikowymi stwierdzeniami, że epistemologia genetyczna jest w gruncie rzeczy działem psychologii i jako taka filozofa nie interesuje - prób wyjaśnienia, dlaczego mianowicie koncepcja ta nie zasługuje na uwagę4.
4Z analogiczną sytuacją mamy do czynienia w polskiej filozofii nauki. Nie licząc artykułów Nowińskiego napisanych w końcu lat pięćdziesiątych, książki Ładosza Szkice z epistemologii matematyki (Warszawa 1968), wywodzącej się ze szkoły Kmity rozprawy Zamiary Epistemologia genetyczna Piageta a społeczny rozwój nauki (Warszawa 1979) oraz pewnej liczby mniejszych prac różnych autorów, teoria Piageta nie odgrywa w polskiej literaturze filozoficznej znaczącej roli.

Celem niniejszego szkicu jest wyłącznie rekonstrukcja (z minimalną domieszką elementów krytycznych) tych naczelnych metateoretycznych idei Piageta, które określają sposób ujmowania przez twórcę epistemologii genetycznej problemu rozwoju nauki. Nie będziemy się przeto zajmowali treścią jego teorii, w szczególności tym, jak Piaget wyobraża sobie proces rozwoju wiedzy naukowej i jego mechanizmy. Zależy nam na ukazaniu jedynie logiki jego metarefleksji: samego sposobu postawienia problemu, miejsca, jakie zostało mu wyznaczone w całości koncepcji, metod, za pomocą których powinien być zdaniem Piageta badany. Nie jest to może zadanie przesadnie ambitne. Sądzimy jednak, że warte jest podjęcia choćby dlatego, że mimo istnienia prac cytowanych w przypisie 4 ta warstwa myśli Piageta nie jest dostatecznie opracowana5
5W szczególności, o ile mi wiadomo, nie ma w literaturze polskiej opracowania analiz twórcy epistemologii genetycznej ogłoszonych w Logique et connaissance scientifique (sous la direction de Jean Piaget, Paris 1967) - monumentalnym tomie zbiorowym zawierającym m.in. cztery podstawowe metaepistemologiczne artykuły Piageta, obok kilku innych, poświęconych epistemologii poszczególnych dyscyplin naukowych. (Również książka Zamiary, która ukazała się wiele lat po publikacji Logique, do żadnej z tych prac nie odsyła, mimo że w istotny sposób wyjaśniają one i uzupełniają poglądy Piageta wyłożone w innych pracach). W niniejszym artykule będziemy korzystać właśnie przede wszystkim - obok Introduction (por. przypis 3) oraz napisanej przez Piageta drugiej części książki E. W. Beth, J. Piaget, Épistémologie génétique et psychologie, Paris 1961 (cyt. dalej EMP) - z sześciu rozpraw Piageta zamieszczonych w Logique: L'épistémologie et ses variétés (s. 3-61); Les méthodes de l'épistémologie (s. 62-132); Épistémologie de la logique (s. 375-399); Les problèmes principaux de l'épistémologie des mathématiques (s. 554-596); Le système de la classification des sciences (s. 1151-1224) i Les courants de l'épistémologie scientifique contemporaine (s. 1225-1271). Każdy z tych artykułów stanowi zamkniętą, samodzielną całość. Dla uproszczenia systemu powołań będziemy jednak w pracy niniejszej odsyłać nie do poszczególnych tytułów, lecz do całego tomu, oznaczanego wszędzie dalej literą L. Omówienie niektórych z rozważanych kwestii można znaleźć w wydanym w 1971 r. zbiorze artykułów Piageta Psychologie et épistémologie (przekład polski: J. Piaget, Psychologia i epistemologia, Warszawa 1977, cyt. dalej PE).

Nie jest to zresztą zadanie tak łatwe, jak mogłoby się wydawać: po pierwsze dlatego, że w pewnych kwestiach Piaget z czasem zmodyfikował swe poglądy; po drugie dlatego, że do końca nie zdołał wyeliminować nie tylko niejasności i nieokreśloności wielu swych tez, ale wręcz istniejących między nimi napięć logicznych czy sprzeczności; po trzecie wreszcie dlatego, że ową metakoncepcję, o którą nam tu chodzi, układał i przedstawiał w różnych tekstach na różne sposoby, zmieniając jej logiczną strukturę. Dlatego do pewnego przynajmniej stopnia będziemy zmuszeni podejmować tu i ówdzie decyzje co do "właściwego" sposobu odczytania tekstów Piageta; nie chcemy jednak kłaść na to nacisku. Nie jest naszym zamiarem ani "poprawianie"ani "rozwijanie" epistemologii genetycznej; chcemy jedynie spróbować uchwycić najogólniejsze intencje jej twórcy - intencje, które być może są właśnie odpowiedzialne za to, że koncecja, która je urzeczywistniła, tak niechętnie została przez wielu przyjęta.

2. EPISTEMOLOGIA JAKO NAUKA

Piaget nie uważał się za filozofa. Jego zamysłem, wykrystalizowanym po parudziesięciu latach pracy naukowej (dzięki której zasłynął przede wszystkim jako światowej klasy specjalista w zakresie psychologii dziecka), ale mającym swe źródła w pewnych problemach, z którymi zetknął się już na początku kariery naukowej jako zoolog interesujący się zarazem zagadnieniami logicznymi i epistemologicznymi (por. IEG, s. 5), nie była konstrukcja systemu filozoficznego. Celem Piageta było stworzenie teorii poznania naukowego skoncentrowanej na problemie jego rozwoju, rozumianej przy tym i uprawianej nie jako dział filozofii spekulatywnej, lecz jako dyscyplina spełniająca warunki nakładane zazwyczaj na wiedzę  n a u k o w ą .

W opinii potocznej termin "epistemologia" kojarzy się z filozofią. Nie bez powodów - zauważa Piaget - bowiem istotnie przez stulecia teoria poznania6
6Piaget, częściowo idąc za tradycją francuską, częściowo z bardziej istotnych powodów teoretycznych, nie czyni rozróżnienia między epistemologią a teorią poznania; por. w tej kwestii np. R. Blanché, L'épistémologie, Paris 1972.

funkcjonowała jako jeden z głównych działów refleksji filozoficznej. Fakt ten jednak, sam przez się, o niczym jeszcze nie przesądza. Albowiem wiele nauk, w pewnym zaś sensie właściwie wszystkie nauki "podstawowe" powstały bądź w ten sposób, iż wyodrębniły się z filozofii, bądź też ukształtowały się co prawda niezależnie od niej, podejmując jednak, w nowy, właściwy dla siebie sposób, problemy, którymi dawniej zajmowała się filozofia. Tak było - by odwołać się do kilku tylko przykładów - choćby z psychologią, socjologią czy logiką; wszystkie są dziś dyscyplinami autonomicznymi, niezależnymi od problemów i metod ogólnej filozofii spekulatywnej. Nie widać przeto jakichkolwiek zasadniczych powodów, dla których proces tego rodzaju nie mógłby mieć miejsca w przypadku epistemologii. Można nawet powiedzieć więcej: tendencja epistemologii do uniezależniania się od filozofii i do wejścia w skład korpusu nauk pozytywnych istotnie zaznacza się już od pewnego czasu coraz wyraźniej, a istnieją głębsze przyczyny, dla których jej nasilanie się wolno uznać za proces nieuchronny i nieodwracalny (por. ibid., s. 13; także L, s. 9-10 i PE, s. 39, 103-104)7.
7Podane wskazówki bibliograficzne odnoszą się do całego wywodu przedstawionego w dokumentowanym akapicie, a nie do jego ostatniego zdania. W dalszym ciągu będziemy stosowali tę samą metodę, by uniknąć mnożenia odsyłaczy, czyniąc w razie potrzeby wyjątek dla tych przypadków, w których cytujemy dosłownie teksty Piageta.

Jakkolwiek bowiem sformułujemy centralne zgadnienie epistemologii (a różnie to przecież w historii filozofii robiono), zgodzić się trzeba, zdaniem Piageta, w każdym razie z tym, że chodzić tu musi o uchwycenie natury poznania prawdziwego i określenie generalnych warunków, w jakich poznanie takie dochodzi czy dojść może do skutku. Jeśli jednak tak jest, to pojawiają się w epistemologicznej analizie trzy grupy problemów: zagadnienia związane z przedmiotem poznania, zespół pytań o rolę i sposób funkcjonowania poznającego ów przedmiot podmiotu, wreszcie kwestie skoncentrowane wokół struktur poznawczych, w których (czy za pomocą których) podmiot koduje i utrwala to, co w danym momencie "wie" o badanym przez siebie przedmiocie. Otóż, jeśli idzie o owe struktury, to mogą one być rozważane w dwojaki sposób. Można mianowicie rozpatrywać je z takiego punktu widzenia, z którego zagadnieniem podstawowym jest kwestia ich prawomocności (tak będzie wtedy, gdy potraktujemy je jako gotowe, już ukształtowane rezultaty procesów poznawczych), wówczas zaś jedynym właściwym podejściem do problemu może być analiza logiczna; ale można też w centrum uwagi umieścić proces ich kształtowania się w aktach poznawczych, a wówczas pytaniem wymagającym odpowiedzi będzie kwestia ich stosunku już to do aktywności podmiotu poznającego, już to do własności obiektu - badanego fragmentu rzeczywistości. Analiza podmiotu może jednak znowu prowadzić do dwojakiego rodzaju danych: albo do wykrycia akceptowanych przez ten podmiot norm określających poznanie prawomocne, albo do opisu rzeczywistego przebiegu procesów poznawczych, a więc do ustalenia pewnych faktów. Jeśli jednak idzie z kolei o owe fakty (włącznie z tym, że podmiot zawsze, w każdym procesie poznawczym dochodzi do ustanowienia czy rozpoznania pewnych norm, które ze swego punktu widzenia i w danym momencie uważa za ważne, niezależnie od tego, jaki byłby w tej sprawie wyrok logiki), to w odniesieniu do nich - powiada Piaget - zwykła uczciwość intelektualna powinna epistemologa skłonić do zaniechania prób ich ustalania za pomocą filozoficznej spekulacji, skoro dysponujemy tu przecież stosownymi, intersubiektywnie sprawdzalnymi, opartymi na danych eksperymentalnych informacjami - dostarczyć ich może psychologia. Co się wreszcie tyczy przedmiotu poznania, to powinno być rzeczą oczywistą, że w celu zdania sprawy z charakteru relacji między nim a poznającym podmiotem nie można ograniczyć się do ustalenia, co jako ów przedmiot postrzega czy pojmuje ten czy inny podmiot indywidualny, ale trzeba zrekonstruować to, co uważają za przedmiot poznania wszystkie podmioty pozostające na tym samym poziomie rozwoju (na różnych etapach historii nauki). Krótko mówiąc, aby mówić o przedmiocie poznania, trzeba wiedzieć, czym jest on - w danym momencie historii - dla nauki; dla tej lub innej dyscypliny naukowej, dla jakiegoś kompleksu badań naukowych, dla nauki w ogóle, lecz dla nauki - nie dla filozofii (por. L, s. 5-6, 10-14).

Toteż - powiada Piaget - "epistemologia [...] opiera się na analizie o charakterze naukowym, ponieważ sama natura poruszanych przez nią problemów implikuje ścisłą koordynację badań logicznych, psychologicznych i metodologicznych, które są dziś niezależne od filozofii ogólnej. Oto dlaczego przyszłość epistemologii bez wątpienia widzieć należy raczej w wyspecjalizowanych badaniach interdyscyplinarnych, niż w sferze oderwanej spekulatywnej refleksji (ibid., s. 12).

Oczywiście - przyznaje Piaget - całkowite oderwanie epistemologii od filozofii byłoby zapewne postulatem zbyt daleko idącym choćby dlatego, że każda filozofia musi się opierać na pewnej teorii poznania: jej naturalna skłonność do wypracowania sensownego obrazu całości bytu, obejmującej zarazem umysł ludzki i wszystko to, co może być umysłowi temu dane jako przedmiot poznania, rodzi bowiem konieczność wyjaśnienia, w jaki sposób te dwa człony całości są ze sobą powiązane. Nie jest wszakże nieuchronna zależność odwrotna, chyba że określi się przemiot epistemologii jako pytanie o naturę poznania "w ogóle", poznania "jako takiego", poznania "samego w sobie". Można jednak przecież, wzorując się na postępowaniu nauk szczegółowych, powstrzymać się od stawiania pytań tak ogólnych: jakoż geometria nie zaczyna od próby ustalenia, czym jest przestrzeń, fizyka - czym jest materia, a psychologia - jaka jest natura umysłu "jako takiego". Epistemologia, która chce być nauką, powinna przeto także zaniechać rozstrząsania tego rodzaju pytań (por. IEG, s. 17).

Czym bowiem, generalnie rzecz biorąc, różni się nauka od filozofii? Czy można w ogóle takie rozróżnienie przeprowadzić? Z pewnością nie byłoby to możliwe, gdyby rozgraniczenie to miało być rozumiane w jakimkolwiek sensie absolutnym: nie istnieje ostro zarysowana, wedle jasnych kryteriów rozpoznawalna, historycznie niezmienna linia demarkacyjna między badaniem naukowym a refleksją filozoficzną. Próba jej wyznaczenia, charakterystyczna dla myślenia pozytywistycznego, jest skazana na niepowodzenie. Złudzeniem jest przekonanie, że kiedykolwiek dadzą się wyszukać kryteria pozwalające - choćby teoretycznie - na zamknięcie nauki w raz na zawsze ustalonych granicach. Nie miałoby sensu decydowanie a priori, że te oto problemy są naukowe, tamte zaś metafizyczne - najbardziej nawet powierzchowna obserwacja historii myśli pokazuje zresztą, że tego rodzaju wyroki nigdy w przeszłości nie były przez umysł ludzki respektowane; i nie ma powodu sądzić, że podporządkuje się on im w przyszłości (por. ibid., s. 14; także L, s. 13-14, 43-48, 94, 1268; PE, s. 101).

Z drugiej wszelako strony niemal banalne jest spostrzeżenie, iż generalne cele i sposoby postępowania nauki i filozofii są zasadniczo odmienne. Intencją tej ostatniej jest rozumowe uchwycenie całości bytu: toteż systemy filozoficzne z natury rzeczy zawierać muszą nie tylko takie czy inne konstatacje, ale również - i przede wszystkim - pewne oceny, na skutek czego każdy z nich funkcjonuje nie tyle jako system lepiej czy gorzej uzasadnionej wiedzy, ile raczej jako wyraz generalnej postawy filozofa, odzwierciedlającej jego indywidualną osobowość i wszystkie społeczne uwarunkowania jego filozofowania. Filozofia nie jest aksjologicznie neutralna - stąd wielość tworzonych systemów i zasadnicza niezdolność filozofów do uzyskania choçby względnej zgody co do podstawowych problemów. Otóż, jeśli zgoda taka jest możliwa - przynajmniej w zasadzie - w poznaniu naukowym, to po pierwsze dlatego, że uczeni posiedli umiejętność stosownego zawężania obszaru swych zainteresowań, tj. wyodrębniania z całości możliwego doświadczenia odpowiednio ograniczonych fragmentów rzeczywistości, które mają stać się przedmiotem badań ich dyscypliny, po drugie zaś dlatego, że są zdolni do podporządkowania się, na zasadzie genrlemen's agreement, określonym regułom gry, wyznaczonym przez dostosowane do wybranego obiektu metody badawcze i sposoby intersubiektywnej kotroli ich wyników. Tak właśnie ukonstytuowały się, oddzielając się od filozofii, w której były pierwotnie zawarte, takie nauki jak logika czy psychologia: poprzez rezygnację z dyskutowania kwestii, co do których z samej natury rzeczy nie można uzyskać zgody oraz poprzez przyjęcie umowy co do ogólnie obowiązujących metod, za pomocą których coś przynajmniej można uzgodnić. Jeśli więc - konkluduje Piaget - epistemologia ma zrobić analogiczny krok, powinna postąpić podobnie (por. IEG, s. 13-15; L, s. 13-15, 45-46, 62; PE. s. 102-103).

Pierwszym tedy warunkiem niezbędnym na to, by epistemologia stała się zdolna do uniezależnienia się od filozofii spekulatywnej, jest stosowne zawężenie jej tradycyjnego pola problemowego. Filozof może (i zapewne powinien) pytać o naturę poznania w ogóle. Z naukowego wszakże punktu widzenia jest to pytanie zbyt ogólne, w odniesieniu do którego nigdy nie będzie można wypracować metody pozwalającej dojść do powszechnie akceptowanych konkluzji. Można jednak postawić pytanie skromniej zakrojone. Jakoż można pytać - mając np. na myśli określone odkrycie naukowe, którego historia daje się z pewnym przynajmniej przybliżeniem odtworzyć, albo takie czy inne pojęcie, którego ewolucję jesteśmy w stanie zrekonstruować - w jaki sposób postępowała myśl naukowa, by w toku owych procesów przechodzić od stanów poznania mniej zaawansowanych do sytuacji uważanych za bardziej zadowalające. Można oczywiście uważać, że jest to pytanie bez porównania mniej ambitne, niż problemy tradycyjnej epistemologii filozoficznej; ma ono wszakże nad nimi przynajmniej jedną przewagę - nie wyklucza tego, że przy stosownym postępowaniu będzie można uzyskać choćby względną zbieżność poglądów, charakterystyczną dla poznania naukowego (por. IEG, s. 18, PE, s. 39-40, 103-107). Toteż epistemologia, która chce być naukową teorią poznania, powinna być określona nie jako refleksja nad naturą poznania w ogóle, lecz jako "badanie procesów konstytuowania poznania prawomocnego8,
8Piaget używa tu - podobnie jak w wielu innych analogicznych miejscach - liczby mnogiej (connaissances valables), kładąc w ten sposób nacisk na różnorodność typów poznania i mechanizmów zdobywania wiedzy w różnych dziedzinach myśli ludzkiej.

gdzie ów termin 'konstytuowanie' obejmuje zarówno warunki zdobywania wiedzy [conditions d'accession], jak warunki ściśle konstytutywne" (L; por. ibid., s. 125-126).

Nie chodzi tu oczywiście tylko o bardziej wyszukane sformułowanie, lecz o istotną zmianę perspektywy. Po pierwsze bowiem, zależy Piagetowi na tym, by ta starannie przemyślana definicja uwidoczniała fakt, że w analizie epistemologicznej chodzić musi zawsze z jednej strony o kwestię prawomocności wiedzy (aspekt normatywny), ale zarazem z drugiej strony o owe conditions d'accession, o problem  d o c h o d z e n i a  d o wiedzy prawomocnej: poznanie nie jest stanem , lecz  p r o c e s e m  - i jako takie musi być badane przez epistemologię  g e n e t y c z n ą. Po drugie, jeśli idzie o konstytutywne warunki poznania, to Piaget także ma tu na myśli nie tylko problem prawomocności wiedzy (ufundowanej czysto formalnie czy opartej na danych doświadczenia), lecz także jej uwarunkowania rzeczywiste, związane już to z tym, co wyznaczone jest przez własności przedmiotu, już to z efektami poznawczej aktywności podmiotu. Wynika z tego natychmiast, że oba typy warunków są ze sobą ściśle związane, ponieważ niepodobna określić warunków konstytutywnych bez uprzedniego rozpoznania uwarunkowań i mechanizmów rzeczywistego procesu formowania się wiedzy pewnego podmiotu: rola tego podmiotu jest dobrze widoczna jedynie w wymiarze diachronicznym, nie zaś wtedy, gdy bada się już ukształtowane struktury poznawcze. Po trzecie wreszcie, ponieważ historyczny proces kształtowania się poznania prawomocnego nie może być nigdy definitywnie zakończony (żadna gałąź nauki, nie wyłączając dyscyplin formalnych, nie może do tego pretendować), więc przytoczonej wyżej definicji epistemologii można ostatecznie nadać taką oto postać: należy mianowicie pojmować epistemologię jako "badanie procesów przechodzenia od stanów mniej zaawansowanego [moindre] poznania do stanów poznania bardziej zaawansowanego [plus poussée]" (L, s. 7 (całe rozumowanie ibid., s. 6-7); por. PE, s. 15-21).

3. METODA EPISTEMOLOGII GENETYCZNEJ I TRUDNOŚCI UJĘCIA DIACHRONICZNEGO

Jeśli jednak tak się określi przedmiot epistemologii, to staje się oczywiste, jakie przesłanki najogólniejsze powinny leżeć u podstaw jej metody: wszelkie poznanie powinno być mianowicie badane z takiego punktu widzenia, z którego dostrzegalny jest przede wszystkim zasadniczo diachroniczny wymiar jego istnienia. Poznanie jest procesem bez absolutnego początku i bez absolutnego końca. Toteż każdy stan wiedzy traktowany być musi z jednej strony jako wynik całej poprzedzającej go przeszłości, z drugiej zaś - jako punkt wyjścia dalszego rozwoju: "z metodologicznego punktu widzenia - pisze Piaget - wszelkie poznanie [...] powinno być rozważane w odniesieniu do pewnego wcześniejszego, mniej zaawansowanego stanu poznania, i zarazem jako coś, co może stanowić taki właśnie stan wcześniejszy w stosunku do poznania bardziej zaawansowanego" (IEG, s. 18). Nie oznacza to bynajmmniej, by Piaget nie doceniał znaczenia analiz synchronicznych: przeciwnie, stale podkreśla on wagę refleksji epistemologicznej, skierowanej na zagadnienia związane z kwestią struktury wiedzy i problemem jej logicznej prawomocności9
9Dwie pierwsze części artykułu Les méthodes de l'épistémologie poświęcone są szczegółowej analizie dwu ważnych typów metod badania epistemologicznego, które Piaget nazywa odpowiednio metodami "analizy bezpośredniej" (d'analyse directe) i metodami "formalnymi" czy raczej "formalizującymi" (formalisantes). Jako klasyczny przykład epistemologii uprawianej pierwszym sposobem wymienia Piaget analizy Poincarégo; drugi charakterystyczny jest dla badań empiryzmu logicznego. Na omawianie Piagetowskich analiz dotyczących roli, charakteru, zalet i słabości tych metod nie mamy tu miejsca.

Z drugiej strony jednakże zależy mu bardzo na uwidocznieniu faktu, iż do skądinąd koniecznej analizy zagadnień tego rodzaju badanie epistemologiczne sprowadzić się nie może, ponieważ traciłoby ono wówczas z pola widzenia tę fundamentalną okoliczność, iż każda skonstruowana przez umysł ludzki struktura poznawcza, niezależnie od jej ważności formalnej, stanowi tylko etap pośredni w historycznym procesie rozwoju poznania. Nie ma "prawd", które byłyby w dosłownym sensie tego słowa "uniwersalne" i "wieczne": odnosi się to nawet do podstawowych zasad logiki czy twierdzeń matematycznych, jako że z jednej strony istnieją podmioty, które do "prawd" tych jeszcze dojść nie zdołały, z drugiej zaś strony każda z nich jest zawsze w procesie dalszego rozwoju poznania wchłaniana przez bardziej zaawansowane struktury poznawcze, nabierając przez zmianę kontekstu, w którym funkcjonuje, nowego znaczenia. Chcąc tedy w pełni wyjaśnić naturę poznania, trzeba - niezależnie od analiz logicznych - badać je jako ciągły i w obu kierunkach czasu nieskończony proces konstruowania wiedzy, a "metoda genetyczna" w epistemologii polegać ma właśnie na "rozpatrywaniu wszelkiego poznania jako zrelatywizowanego do pewnego poziomu mechanizmu tej konstrukcji" (IEG, s. 19; całe rozumowanie por. ibid., s. 18-19). Jak jednak te generalne wskazówki metodologiczne przekształcić w konkretną metodę badawczą?

Mogłoby się wydawać, że sprawa jest stosunkowo prosta. Skoro bowiem ostatecznie chodzi o rozwój wiedzy naukowej, to nic bardziej naturalnego, niż odwołanie się do historii nauki: "metoda historyczno-krytyczna"10
10Oczywiście nie może tu chodzić o historię nauki rozumianą jako bezrefleksyjnie sporządzony katalog chronologiczny pojęć, twierdzeń i teorii naukowych - tak pojęta rekonstrukcja procesu rozwoju nauki nie jest dla epistemologa interesująca. Chodzi o taki sposób odtworzenia historii nauki, przy którym rozważane struktury poznawcze poddane byłyby analizie  k r y t y c z n e j  w sensie zbliżonym czy analogicznym do znaczenia, jakie terminowi temu nadawał Kant (por. L, s. 106).

stanowić musi podstawową metodę postępowania epistemologii genetycznej. W odróżnieniu od analiz formalnych, skoncentrowanych na badaniu logicznej ważności struktur poznawczych, analiza historyczno-krytyczna bierze pod uwagę rzeczywisty sposób postępowania uczonego, które do ich skonstruowania doprowadziło: próbuje ustalić, do jakiego rodzaju doświadczeń się odwoływał i dlaczego, jakie wnioski i w jaki sposób z nich wyprowadził, jakie okoliczności skłoniły go do wyboru takich a nie innych metod badawczych, itd. "Krótko mówiąc - pisze Piaget - wszelkie problemy dotyczące relacji między podmiotem i przedmiotem, między dedukcją matematyczną a doświadczeniem fizycznym, zagadnienia szczególnej natury owej dedukcji i tych doświadczeń, procesów inwencji czy odkrycia, itd., dają się odnaleźć na terenie przebiegów historycznych zrekonstruowanych z punktu widzenia tych kwestii; metodą historyczno-krytyczną nazwiemy tedy taką metodę analizy epistemologicznej, która wykorzystuje historię w tego rodzaju dyskusjach" (L, s. 106-107).

Epistemologia nie czekała oczywiście na wystąpienie Piageta, by podjąć tak rozumiane badania historii nauki. Jak już sygnalizowaliśmy wyżej, począwszy co najmniej od Cournota francuska teoria nauki wydała wiele prac tym właśnie kwestiom poświęconych. Cytowani wyżej autorzy, których nazwiska Piaget nieustannie w swych tekstach z szacunkiem przywołuje, bardzo dokładnie prześledzili historię różnych dyscyplin naukowych. Co prawda - twierdzi Piaget - ich rozprawy, nie podporządkowane jasno określonej i powszechnie akceptowanej strategii metodologicznej, stanowią w sumie dość chaotyczny zbiór nie powiązanych ze sobą analiz, w pewnych przypadkach mających ponadto skłonność do zbyt daleko idących rozważań metafizycznych. Czy nie można by jednak uznać, że mimo to historia nauki w znacznym stopniu została już zbadana i że zadaniem epistemologii genetycznej powinno być jedynie kontynuowanie tych badań, wyprowadzenie z nich - w sposób bardziej metodyczny - stosownych wniosków i odpowiednia ich systematyzacja? Otóż - zdaniem Piageta - sprawa jest bardziej złożona: pojawiają się tu bowiem pewne dodatkowe problemy, z których reprezentanci francuskiej szkoły historyczno-krytycznej bądź nie zdawali sobie sprawy, bądź też z którymi nie byli w stanie się uporać11.
11Szkołę historyczno-krytyczną omawia Piaget szczegółowo w L, s. 105-118; por. także ibid., s. 48-51; IEG, s. 18-23; PE, s. 107-112.

Pierwszy z nich związany jest z pytaniem, czy - jeśli przyjmie się podstawowe założenia metodologiczne epistemologii genetycznej - jest możliwe uniknięcie totalnego relatywizmu. Jeśli bowiem mówimy, że żaden system wiedzy nie może być uznany za ostateczny i że każdy rezultat procesów poznawczych daje się zrozumieć tylko w ramach perspektywy związanej z określoną sytuacją historyczną, w której się pojawił, to nie wolno nam uznać, iż obecny stan wiedzy naukowej wyłączony jest spod tej reguły. Otóż, rekonstrukcja historii wiedzy naukowej czy jakiegokolwiek jej fragmentu - jeśli nie ma od początku zaakceptować radykalnej historyczności wszystkiego, co daje się w przeszłości odnaleźć, i przyznać się a priori do niemożności uchwycenia sensu dziejów - musi przecież założyć istnienie pewnego układu odniesienia, którym może być tylko stan poznania aktualnie uważany za wiedzę pewną. Wygląda więc na to, że relatywizmu totalnego uniknąć można jedynie za cenę relatywizacji przeszłości do teraźniejszości. To ostatnie dopuszczalne jest w ramach tego, co Piaget nazywa "węższą" czy "ograniczoną" (restreinte) epistemologią genetyczną, określoną właśnie jako analiza rozwoju wiedzy oparta na tym układzie odniesienia, jaki stanowi wiedza dziś przez nas akceptowana. W tej perspektywie historyk, mając daną pewną rzeczywistość oraz pewien zasób narzędzi poznawczych ogólnie uważanych w danym momencie za godne zaufania, może uzyskać sensowny obraz przeszłości tej czy innej dyscypliny naukowej jako ciągu stadiów niejako zmierzających do stanu obecnego. W istocie rzeczy jednak ów układ odniesienia, dziś przyjęty, nie może być przecież uważany za ostateczny: epistemologia genetyczna "uogólniona" (généralisée) musi dostrzegać jego historyczną zmienność, jego uzależnienie od procesu historycznego, o którego zbadanie właśnie chodzi, to zaś prowadzi do bardzo trudnych problemów (por. IEG, s. 42-45, 49-50)12.
12W późniejszych tekstach Piaget nie mówi już o epistemolgii genetycznej "węższej" i "uogólnionej"; sam problem jednak pozostał aktualny.

Epistemologia naukowa bowiem nie ma prawa do przesądzania a priori o słuszności jakiegokolwiek rozwiązania problemu relacji między podmiotem poznającym a przedmiotem poznania. W perspektywie "węższej" trudność ta o tyle nie jest dotkliwa, że funkcjonowanie podmiotu odniesione jest do czegoś, co z punktu widzenia aktualnego stanu nauki można uznać za rzeczywistość wobec podmiotu zewnętrzną, obiektywną, niezmienną, tę samą dla całej badanej przeszłości. W epistemologii genetycznej "uogólnionej" o takiej rzeczywistości mówić już jednak niepodobna, jako że wówczas podmiot i przedmiot poznania nie dają się ująć inaczej, niż jako zrelatywizowane do siebie nawzajem i stale wzajemnie się tworzące i rekonstruujące. Samego problemu uchylić wszakże nie można, on bowiem właśnie jest centralnym zagadnieniem epistemologii. W jaki jednak sposób zagadnienie to rozważać "genetycznie", nie mając żadnego układu odniesienia? (por. ibid., s. 50-51).

Mówiąc inaczej: w jaki sposób przejść od epistemologii genetycznej "ograniczonej" do "uogólnionej" (czy epistemologii genetycznej tout court), która z jednej strony nie może uniknąć pytania o kierunki ewolucji poznania naukowego jako całości (w odróżnieniu od "ograniczonej", która bada ewolucję poszczególnych dyscyplin), z drugiej zaś zobowiązana jest do pozbycia się jakichkolwiek a priori ustalonych punktów odniesienia? Czy nieuchronna jest alternatywa następująca: "albo analiza genetyczna okaże się niezdolna do zdania sprawy ze swego własnego układu odniesienia i wobec tego nie uda jej się ukonstytuować epistemologii ogólnej, albo też dojdzie do tego, lecz za cenę oczywistego błędnego koła, jako że analiza genetyczna opierać się będzie, w tym drugim przypadku, na układzie odniesienia, który ze swej strony zależeć będzie od niej!"? (ibid., s. 45)13.
13W cytowanym tekście Piaget pisze dosłownie: "au prix d'un cercle évident", zastrzegając się w dalszym ciągu wywodu, że "ce cercle, si effectif soit-il, n'est pas vivieux" (IEG, s. 45); jednakże dosłowny przekład (bez wyrazu "błędnego") byłby niezręczny.

To jednak nie wszystko. Obok problemu znalezienia jakiegoś sposobu uniknięcia owej konieczności wyboru między totalnym relatywizmem a logiczną wadliwością konstrukcji, odpowiedzi wymaga także drugie podstawowe pytanie związane z metodą historyczno-krytyczną. Otóż, aby metodę tę można było uznać za wystarczającą do ufundowania epistemologii genetycznej, musiałaby ona w każdym razie dostarczać kompletnej informacji o całym procesie genezy i historii pojęć, twierdzeń i teorii naukowych. Musiałaby przeto, sięgając ku przeszłości, wykroczyć poza to, co za historię nauki w ścisłym sensie tego słowa jest uważane i dotrzeć aż do jej socjogenezy prehistorycznej. Jakoż pojęcia naukowe wywodzą się ostatecznie z przenaukowych pojęć zdrowego rozsądku; byłoby przeto rzeczą niezbędną odtworzenie mechanizmów rzeczywistych procesów, które do ich ukształtowania doprowadziły. To jednak właśnie nie jest w badaniu historycznym możliwe.Toteż, aczkolwiek historia nauki musi być uważana za bezpośredni obiekt zainteresowań epistemologii genetycznej, a analiza historyczno-krytyczna za jej podstawową metodę, to jednak z konieczności (faute de mieux - pisze dosłownie Piaget) analizę tę trzeba uzupełnić badaniem, które by w pewnym przynajmniej stopniu jej ograniczenia zrekompensowało: częściowo mianowicie można złagodzić trudności odwołując się do badań etnograficznych (to był sposób, do którego w pewnym okresie chętnie uciekali się reprezentanci szkoły historyczno-krytycznej), przede wszystkim jednak owym swoistym niezbędnym przedłużeniem metody historyczno-krytycznej musi się stać analiza psychogenetyczna (por. L, s. 105-106).

Sytuacja jest tu poniekąd taka jak w biologii, gdzie anatomia porównawcza, badając stopień strukturalnego i genetycznego pokrewieństwa poszczególnych organów ciała zwierzęcego, w wielu przypadkach byłaby bezsilna, gdyby nie odwołała się do embriologii, a więc do informacji dostarczanych przez badanie najbardziej elementarnych stadiów ontogenetycznego rozwoju organizmu. Nie jest to zresztą tylko analogia. Poznanie - z radykalnie genetycznego punktu widzenia - jest ostatecznie zjawiskiem biologicznym. Jakkolwiek wielka byłaby przepaść między formami anatomicznymi skorupiaków czy mięczaków a najbardziej wyrafinowanymi konstrukcjami intelektualnymi współczesnej nauki, w obu przypadkach chodzi w końcu o ewoluujące struktury zorganizowane materii ożywionej (por. IEG, s. 19, 20, 22). Wolno przeto przypuścić, że nie będzie rzeczą bezsensowną, gdy teorię poznania zdecydujemy się uprawiać w sposób niejako analogiczny do sposobu postępowania zoologa. "Nie będzie - powiada Piaget - ujmą dla wielkości zdań epistemologii, jeśli będziemy ją traktować jako anatomię porównawczą operacji umysłowych i jako teorię ewolucji intelektualnej czy też przystosowania myśli do rzeczywistości" (PE, s. 37); nie będzie też wówczas rzeczą dziwną, gdy ową anatomię, skoncentrowaną na zaawansowanych strukturach poznawczych, które odnajdujemy w historii myśli naukowej, uzupełnimy swoistą embriologią umysłu rozumianą jako badanie mechanizmów odpowiedzialnych za przebieg przednaukowych stadiów intelektualnego rozwoju człowieka (po. IEG, s. 18-23; PE, s. 36-39, 54, 111-112).

Jest oczywiście jasne - dodaje Piaget - że owo rozróżnienie między "anatomią porównawczą struktur intelektualnych" a "embriologią umysłu" nie jest bynajmniej tak wyraźne, jak można by sądzić, i że w szczególności nie jest tak, by obie te metody można było stosować co prawda równolegle, lecz niezależnie od siebie. Rozwój dziecka, od najwcześniejszych jego stadiów, jest przecież bardzo silnie uzależniony od uwarunkowań społecznych nie tylko w tym sensie, że tworzy ono stopniowo swe struktury poznawcze żyjąc w określonym środowisku społecznym, lecz również w tym znaczeniu, że to, co jest mu przez owo bezpośrednie otoczenie przekazywany, ukształtowane zostało społecznie przez całe lata historii. W tej sytuacji nie może istnieć badanie "czysto" psychogenetyczne, dla którego dane uzyskane metodą historyczno-krytyczną nie miałyby żadnego znaczenia. Z drugiej wszakże strony - w świetle rezultatów psychologii genetycznej - niepodobna zaprzeczyć temu, iż ontogenetyczny rozwój inteligencji odznacza się pewną względną przynajmniej autonomią. Wszystko, co pochodzi od środowiska materialnego i społecznego, dziecko asymiluje do swych uprzednio utworzonych struktur intelektualnych, których pojawianie się w określonej postaci i w takim a nie innym porządku jest w znacznym stopniu niezależne od konkretnych czynników nań oddziałujących. Te struktury z kolei nie dają się uchwycić w badaniu historii auki, ponieważ są od struktur naukowych psychologicznie wcześniejsze i bardziej elementarne. Odtworzenie ich jest jednak niezbędne dla pełnego zrozumienia natury poznania naukowego: w ten sposób metoda psychogenetyczna ze swej strony "kontroluje", jak powiada Piaget, metodę historyczno-krytyczną (por. IEG, s. 22-23).

Genetyczna metoda epistemologii musi tedy polegać na ścisłej współpracy metody historyczno-krytycznej i psychogenetycznej. Skoro bowiem - generalnie rzecz biorąc - "natura jakiejkolwiek istności żywej [réalité vivante] nie objawia się wyłącznie ani przez jej stadia początkowe, ani końcowe, lecz przez sam proes jej transformacji" IEG, s. 23), więc również w przypadku struktur intelektualnych nie może chodzić ani o "absoutny" punkt wyjścia odpowiednich procesów poznawczych, ani o względną równowagę końcową wytworzoną w wyniku tych procesów. Tym, co istotne, jest sam mechanizm ewolucyjny (loi de construction, jak mówi Piaget), tj. system operacji podmiotowych składających się na te struktury, ujmowany w jego stopniowym konstytuowaniu się. "Otóż - reasumuje autor - metoda psychogenetyczna dostarcza informacji jedynie o elementarych stopniach owego stopniowego konstytuowania się, nawet jeśli nigdy nie osiąga pierwszego z nich, podczas gdy metoda historyczno-krytyczna dostarcza wiedzy wyłącznie o poziomach z reguły pośrednich, lecz w każdym razie wyższych, nawet jeśli nigdy nie dysponuje ostatnim: toteż tylko poprzez swoiste oscylowanie [une sorte de jeu de navette] między genezą i równowagą końcową (gdzie terminy 'geneza' i 'koniec' są po prostu relatywne wobec siebie nawzajem i nie mają żadnego sensu absolutnego), można spodziewać się dotarcia do tajemnicy konstruowania wiedzy, tzn. tworzenia [élaboration] myśli naukowej" (ibid., s. 23).

4. EPISTEMOLOGIA I PSYCHOLOGIA

Można sądzić, że ten właśnie nacisk, jaki kładł Piaget w swych metateoretycznych analizach na znaczenie badań psychogenetycznych, połączony z rzeczywistym nakładem pracy, jaki włożył w rozwijanie psychologii dziecka (w odróżnieniu od historii nauki, w której raczej odwoływał się do wyników uzyskanych przez innych autorów), był głównym powodem tego, że charakterystyczne dla jego koncepcji przejście od historii do psychogenezy interpretowane jest najczęściej nie jako niezbędne uzupełnienie badań historycznych, a tym bardziej jako próba znalezienia wspólnego fundamentu dla obu rodzajów analizy, lecz raczej po prostu jako przekształcenie epistemologii w psychologię. W naszym wybitnie antypsychologistycznie nastawionym stuleciu to właśnie przyczyniło się chyba do generalnie niechętnego przyjęcia całej koncepcji, o ile miałaby ona być rozumiana jako program badań epistemologicznych. Sama bowiem tendencja do wysuwania na plan pierwszy diachronicznego wymiaru poznania naukowego nie powinna do takich skutków prowadzić, w każdym razie od czasu zwrotu współczesnej filozofii nauki w stronę problemów historycznych, po okresie niemal absolutnego panowania analiz formalnych. Natomiast, choć z pewnością nie można twierdzić, iż wątki psychologiczne - pomijając oczywiście Piageta - nie są w ogóle rozwijane w dwudziestowiecznej metodologicznej i epistemologicznej refleksji, zwłaszcza w latach ostatnich, to jednak ów nurt psychologiczny czy psychologizujący jest mimo wszystko raczej kierunkiem marginesowym, a wszelkie oskarżenie o tzw. psychologizm stawia wciąż autora, któremu to zarzucono, w cokolwiek niewygodnej sytuacji.

Nie zamierzamy rozważać tu problemu psychologizmu w jego całej ogólności ani rozstrzygać pytania o ewentualny psychologizm Piageta. Odnotować jedynie chcemy kilka kwestii oczywistych, z których pierwszą jest to, że jeśli przez psychologizm rozumieć - tak, jak to rozumie sam Piaget - tezę o możliwości prawomocnego przejścia od stwierdzonego faktu do normy logicznej, to takiego twierdzenia znaleźć u Piageta nie można; przeciwnie, podkreśla on wielokrotnie, że prawomocność poznania jest sprawą logiki, metodologii, czy nawet - jeśli kto chce - epistemologii, w żadnym jednak przypadku nie może być sprawą psychologii. Nie oznacza to oczywiście, że tak pojmowany psychologizm wymyślony został przez jego przeciwników. Gdy po długim skądinąd okresie panowania naiwnej koncepcji identyfikującej prawa myślenia z prawami logiki okazało się z jednej strony, że są możliwe różne (z formalnego ounktu widzenia tak samo "ważne") logiki, z drugiej zaś strony, że rzeczywisty, psychologiczny podmiot myśli niekiedy w ogóle wedle praw innych, niż określone przez jakąkolwiek z nich, istotnie znaleźli się psychologowie, którzy nie pojęli zasadniczej różnicy między faktem a normą, uznali wielość logik za zjawisko patologiczne i zajęli się wywodzeniem "prawdziwej" logiki z obserwacji rzeczywistych procesów umysłowych. Nic jednak - zdaniem Piageta - nie zmusza do przyjęcia tak bezsensownego (déraisonnable, jak mówi oględnie autor) stanowiska, podobnie jak nic nie przeszkadza temu, by - zostawiając kwestię prawomocności logice - zająć się po prostu rzetelnym empirycznym badaniem owych faktów psychologicznych, zwłaszcza w ich diachronicznym wymiarze. Nie wolno i nie trzeba wyprowadzać z nich jakichkowiek norm, może się wszakże okazać, że dadzą się wykryć w ten sposób pewne generalne struktury, których filiacje opisywać będą przebieg rzeczywistych procesów poznawczych. Można oczywiście uważać, że nie jest to do niczego potrzebne, lecz - jeśli się mimo wszystko uzna, że są one z epistemologicznego punktu widzenia interesujące - trzeba przyznać, że nie da się ich wydobyć inaczej, niż w badaniu psychologicznym (por. L, s. 1191-1192).

Otóż epistemologia genetyczna po prostu traktuje poważnie wyniki tych badań (jeśli  t o  właśnie jest psychologizmem, to oczywiście w tym sensie Piaget jest psychologistą radykalnym) i inaczej postąpić nie może. W rzeczywistości zresztą każda epistemologia - jeśli istotnie chce mówić o ludzkim poznaniu - musi się do owych faktów psychologicznych odwoływać (nawet jeśli zapewnia, że tego nie czyni), jako że zawsze ma do czynienia, obok kwestii logiczmej prawomocności wiedzy, z zagadnieniami rzeczywistej roli i sposobu funkcjonowania podmiotu poznającego. Cokolwiek by o tej kwestii sądzić (nawet jeśli np. uważa się, że rola owego podmiotu może być całkowicie zaniedbana), trzeba przecież w każdym razie zająć tu jakieś stanowisko. Jeśli zaś istotnie jest prawdą, że psychologia nie ma prawa wywodzić norm logicznych z faktów przez siebie ustalanych, to trzeba także przyjąć, że logika nie jest w stanie z norm wyprowadzać faktów rzeczywistych - dają się one stwierdzić jedynie na podstawie informacji, jakich dostarcza psychologia eksperymentalna. Można nawet zrozumieć - dodaje Piaget - dlaczego ta oczywista okoliczność nie jest przez większość epistemologów przyjmowana do wiadomości. Każdy bowiem uważa, że w ewentualnych przypadkach, w których trzeba zagadnienia psychologiczne poruszyć, może się ograniczyć do tego, co "sam z siebie" wie o przebiegu procesów umysłowych; "sam z siebie", to znaczy na podstawie spekulacji ad hoc opartej co najwyżej na danych introspekcji. Taka jednakże "psychologia" jest dla teorii poznania bezwartościowa, przede wszystkim dlatego, że w rzeczywistości jedynymi zagadnieniami psychologicznymi mającymi wartość epistemologiczną są zagadnienia natury genetycznej; tych zaś bez badań eksperymentalnych rozstrzygnąć nie sposób (por. L, s. 63-64, 118, 120-121; PE, s. 20, 21, 40-41; także EMP, s. 325-332).

Aktywność podmiotu poznania zawiera bowiem dwa aspekty: jego działania czy zachowania (począwszy od najprostszych manipulacji własnym ciałem i przedmiotami świata zewnętrznego do najbardziej złożonych operacji wykonywanych na obiektach i strukturach rzeczywistości niematerialnej) oraz świadomość, jaką o własnych działaniach posiada. Otóż, gdyby psycholog interesował się tylko tą drugą kwestią, tj. świadomością podmiotu, istotnie musiałby odwołać się ostatecznie do danych introspekcji i wówczas (nawet gdyby udało mu się zredukować wszystkie słabe punkty tej metody do minimum) nie uzyskałby żadnych informacji z epistemologicznego punktu widzenia wartościowych. Tak jak "nie skonstruuje się logiki biorąc średnią z tysięcy sądów i rozumowań", tak też "nie wydobędzie się epistemologicznego fundamentu tej lub innej dyscypliny naukowej opierając się na tyluż subiektywnie oczywistych intuicjach" (L, s. 119). W rzeczywistości jednak podstawowym problemem psychologicznym interesującym epistemologa nie jest wcale pytanie, co sądzi podmiot o tej czy innej strukturze poznawczej, lecz: w jaki sposób doszedł do jej skonstruowania. Z tego punktu widzenia introspekcja (i w ogóle odwoływanie się do świadomości podmiotu) nie ma żadnej wartości, gdyż podmiot "nie tylko [...] nic nie wie o swoich wcześniejszych konstrukcjach, ale ponadto nawet nie podejrzewa istnienia generalnych struktur swego myślenia" (ibid., s. 119. Epistemolog tedy nie może interesować się tym, z czego podmiot zdaje sobie sprawę i o czym może "opowiedzieć", lecz wyłącznie tym, jak rzeczywiście postępuje on w procesie poznania (por. ibid., s. 199). Wynikają z tego natychmiast dwie konsekwencje o podstawowym znaczeniu.

Po pierwsze: ponieważ jakiekolwiek działania, operacje czy zachowania podmiotu dają się pojąć tylko w odniesieniu do jego zachowań wcześniejszych lub - mówiąc ogólniej - do całej jego uprzedniej aktywności, więc nie można liczyć na to, że podmiot będzie w stanie odtworzyć (i zaprezentować psychologowi) struktury operacyjne, na których opiera się jego aktualne funkcjonowanie; aby to zrobić, musiałby zrekonstruować całą swoją przeszłość jako podmiotu poznającego, z której poszczególnych etapów (wyznaczonych przez odpowiednie generalne struktury operacyjne determinujące jego ówczesne zachowania poznawcze) nie zdawał sobie przecież wówczas sprawy tak samo (i z tych samych powodów), jak nie uświadamia ich sobie obecnie (por. ibid., s. 119-120).

Po drugie - i jest to sprawa centralna dla całej koncepcji Piageta - okoliczności przed chwilą opisane powodują, że przedmiotem zachowania psychologii genetycznej (i w konsekwencji epistemologii genetycznej) wbrew rozpowszechnionym opiniom nie musi być bynajmniej i nawet nie może być podmiot indywidualny.

Husserl, którego wystąpienie przyczyniło się bodaj w decydującym stopniu do antypsychologistycznego przewrotu w myśli filozoficznej początków XX w., sformułowanej przed chwilą tezy nie mógłby zaakceptować. Poszukując ostatecznych, niepodważalnych źródeł ludzkiej wiedzy, transcendentalnych podstaw poznania, dojrzał możliwość realizacji tego celu w fenomenologii (czy, jak mówi Piaget, psychologii fenomenologicznej) - nauce o istocie; psychologię rozumiał jako naukę o faktach, o przedmiotach czy zdarzeniach realnych, które, "jako takie, jeżeli mają rzeczywiste istnienie, są włączone wraz z realnymi przemiotami, do jakich przynależą, w jeden przestrzenno-czasowy świat jako w omnitudo realitatis"14.
14E. Husserl,Idee czystej fenomenologii i fenomenologicznej filozofii, Warszawa 1967, s.7.

Przytaczamy ten fragment z "Wprowadzenia" do Idei, ponieważ stał się on punktem wyjścia Piagetowskiej krytyki fenomenologii jako teorii opartej na błędnej ocenie i prognozie dotyczącej zadań i charakteru rodzącej się psychologii naukowej. Zdaniem Piageta z przytoczonego fragmentu Idei wynika, że "psychologia miałaby prawo zajmować się wyłącznie zachowaniami i stanami ściśle  i n d y w i d u a l n y m i, w przeciwieństwie do generalnych struktur umysłu" (L, s. 1255) i byłaby przeto niezdolna do uwolnienia się w badaniu procesów poznawczych od konkretnych, umiejscowionych w czasie i przestrzeni, uwarunkowań.

Jednakże - argumentuje Piaget - niepodobna nie dostrzec faktu, że psychologia współczesna nie tylko właśnie jest zdolna do wykroczenia poza to, co ściśle indywidualne, lecz czyniąc to postępuje dokładnie tak, jak wyobrażał sobie to wykroczenie Husserl w swej teorii redukcji fenomenologicznej. Nie jest to widoczne dopóty, dopóki myśli się niegenetycznie. Gdyby bowiem psychologia miała być teorią świadomości (zwłaszcza świadomości człowieka dorosłego, jednostki już ukształtowanej), to oczywiście owego indywidualistycznie interpretowanego subiektywizmu nie można by uniknąć: stany świadomości istotnie należą do  J a. Gdy jednak rekonstruuje się rzeczywistą genezę struktur poznawczych (w rozwoju ontogenetycznym), subiektywizm ten i indywidualizm znikają. Chodzi tu bowiem o "struktury wspólne wszystkim jednostkom, aczkolwiek nie uświadamiane aż do momentu, gdy odpowiednia 'abstraction réfléchissante' umożliwi ich wydobycie: nie są one już przeto niczym 'indywidualnym', jeśli zaś można mówić o 'operacjach indywidualnych', to wyłącznie w sensie ich indywidualnego praktykowania (tak jak w przypadku 'parole' w opozycji do 'langue'), lecz opartego na generalnych strukturach w sensie 'powszechników' (stosownie do danego poziomu rozwoju)" (ibid., s. 1256-1257)15.
15Termin abstraction réfléchissante, odnoszący się do jednego z centralnych pojęć Piagetowskiej teorii inteligencji nie ma dobrego odpowiednika w języku polskim; próbowano m.in. tłumaczyć "abstrakcja odzwierciedlająca", "reflektywna", "refleksująca", ale żadna z tych propozycji nie oddaje intencji Piageta.

Co prawda na pewnych najbardziej elementarnych poziomach rozwoju istnieją rzeczywiście pewne czasoprzestrzenne ograniczenia poznawczych reakcji podmiotu; od momentu wszelako, gdy wkracza on w stadium zwane przez Piageta operacyjnym, sytuacja ulega zmianie i dziać się poczyna coś, co w efekcie daje to samo, do czego prowadzić miała fenomenologiczna redukcja Husserla. "Skupiony początkowo wokół swojego Ja, [...] podmiot staje się zdolny do zniesienia tej sytuacji o tyle, o ile [...] tworzy systemy transformacji operacyjnych niezależne od jego własnego punktu widzenia i narzucające się z wewnętrzną koniecznością" (ibid., s. 1257-1258): podmiot egocentryczny przekształca się w ten sposób w  p o d m i o t   e p i s t e m i c z n y16
16Co się tyczy kategorii "podmiotu epistemicznego" (sujet épistémique) por. np. L, s. 14-15, 378-379, 562-564; także EMP, s. 254, 304-305, 328-329).

(lecz nie transcendentalny), ktory nie podlega już ograniczeniom czasoprzestrzennym i nie jest już podmiotem indywidualnym - oto właśnie podmiot, którego funkcjonowanie jest przedmiotem badań psychologii i epistemologii genetycznej17.
17Piaget poświęcił wiele uwagi krytyce fenomenologii i antypsychologizmowi Husserla: por. np. IEG, s. 33-37; L, s. 1251-1258.

Dzięki temu - i tylko dzięki temu - zyskuje ona szansę na rozwiązanie problemu, który w swym wymiarze najogólniejszym jest zagadnieniem centralnym: pytania o iunctim między nieustannym rozwojem intelektualnym (devenir mental, jak mówi Piaget) a trwałością norm, między "koniecznością ciągłej rewizji a potrzebą [...] jakiejś stabilności normatywnej" (IEG, s. 38). Logika bada normy, psychologia fakty. Epistemologia musi badać  f a k t y   n o r m a t y w n e  (faits normatifs), tj. to, co podmiot jako obowiązującą normę akceptuje, rozpoznaje lub konstruuje, niezależnie od tego, czy jest ona normą "absolutnie" obowiązującą z pounktu widzenia logiki. Jeśli jest coś w sferze świadomości podmiotu, co jest dla epistemologii istotne, to są tm właśnie owe fakty normatywne jako swego rodzaju odpowiedniki uniwersalnych struktur operacyjnych podmiotu epistemicznego. Konstruowanie tych struktur i ustanawianie faktów normatywnych - oto dwa podstawowe aspekty rozwoju wiedzy, na których skoncentrowany być powinien wysiłek epistemologa (por. L, s. 127, 380-381, 396; IEG, s. 28, 38-42; także EMP, s. 326-328).

4. DYLEMATY EPISTEMOLOGII GENETYCZNEJ JAKO KONCEPCJI FILOZOFICZNEJ

Obraz epistemologii genetycznej, jaki wyłania się z metateoretycznych wywodów Piageta18,
18W szkicu niniejszym próbowaliśmy przedstawić ich najważniejsze wątki. Pewne ważne w tym kontekście idee Piageta musieliśmy jednak pominąć. Nie było np. miejsca na referowanie Piagetowskiego strukturalizmu z jego trzema fundamentalnymi kategoriami struktury, rozwoju (czy, jak woli mówić Piaget, genezy) i równowagi (czy raczej równoważenia [équilibration]). Nie było też miejsca na teorię cercle des sciences, która z metodologicznego punktu widzenia może być traktowana jako oryginalna nieliniowa klasyfikacja nauk, w perspektywie epistemologicznej natomiast była pomyślana jako próba rozwiązania pierwszego z dwu głównych problemów związanych z metodą historyczno-krytyczną, sygnalizowanych w części 2, a więc w konsekwencji jako próba znalezienia podstaw epistemologii genetycznej "uogólnionej" (koncepcji "kręgu nauk" poświęcony jest m.in. cały artykuł Le système de la classification des sciences).

uderza rozległością perspektyw, lecz daleki jest od jasności. Sam Piaget, aczkolwiek - jak to już sygnalizowaliśmy - w pewnych kwestiach zmodyfikował w ciągu parudziesięciu lat uprawiania epistemologii genetycznej swe poglądy, do końca był przekonany, że co do istoty rzeczy konsekwentnie realizuje jej program zarysowany w Introduction. Z pewnego punktu widzenia miała być ona tożsama z teorią rozwoju inteligencji wyprowadzoną z eksperymentalnych badań rozwoju intelektualnego człowieka w ontogenezie i jako taka - o ile mieści się w obszarze badań psychogenetycznych - związana z tym układem odniesienia, jaki stanowi system wiedzy aktualnie akceptowanej ("węższa" epistemologia genetyczna). W chwili jednak, gdy nieuchronnie pojawia się konieczność uzupełnienia analizy psychogenetycznej badaniem historycznym, krytyczną analizą ewolucji wiedy naukowej, ów układ odniesienia przestaje być punktem stałym i sam zaczyna ewoluować wraz z ową psychologią, której nie można już wówczas traktować inaczej, niż jako jedno z ogniw "kręgu nauk" wzajemnie się w różnych płaszczyznach fundujących. Wcześniejsze stadia tej ewolucji można jeszcze względnie łatwo zbadać metodą historyczno-krytyczną. Im bardziej jednak zbliżamy się w tym badaniu do obecnego stanu poznania naukowego, tym bardziej epistemologia genetyczna jawić się poczyna jako badanie subtelnych sieci związków między poszczególnymi dyscyplinami naukowymi: "wyjaśniając ich cykliczny charakter, epistemologia genetyczna przyczynia się w ten sposób w końcu do uwidocznienia głębokich racji rozszerzania się, w toku badania nuakowego, kręgu powiązań między podmiotem i przedmiotem [cercle du sujet et de l'objet], który - doszedłszy do granicy, lecz granicy być może nieosiągalnej - wyjaśniłby tajemnicę poznania ludzkiego" (IEG, s. 49).

Zamysł - niepodobna temu zaprzeczyć - gigantyczny. Toteż byłoby rzeczą zgoła dziwną, gdyby udało się komukolwiek zrealizować ten projekt do końca, bez luk, bez niejasności, bez sprzeczności. Nie został on istotnie przez Piageta zrealizowany i jego krytycy mają zapewne rację, gdy twierdzą, że w gruncie rzeczy jedynym rzeczywiście dopracowanym fragmentem koncepcji jest psychologiczna teoria rozwoju ontogenetycznego, podczas gdy epistemologia genetyczna jako całość jest właściwie wciąż raczej jedynie programem badawczym, aniżeli gotową, wypracowaną teorią.

Nie sądzimy natomiast - wbrew wypowiadanym niekiedy opiniom19
19Por.np. K. Zamiara, op. cit., s. 5-6, 30.

- by Piagetowska teoria rozwoju inteligencji mogła być interpretowana czysto psychologicznie i w duchu tzw. indywidualizmu metodologicznego, ani też by można było psychologicznie interpretować całość koncepcji Piageta. Epistemologia genetyczna, niezależnie od tego, czy chodzi o rozwój ontogenetyczny, czy historię nauki, nie jest psychologią po prostu i nie zajmuje się zachowaniami konkretnych podmiotów: sens kształtujących się w toku tych procesów struktur poznawczych, jaki usiłuje wydobyć, jest właśnie "zasadniczo epistemiczny, nie zaś związany wyłącznie z funkcjonowaniem inteligencji indywidualnej" (L, s. 125). Istnieje oczywiście " 'podmiot psychologiczny', skoncentrowany wokół Ja świadomego, którego rola funkcjonalna jest niezaprzeczalna, ktory jednak nie stanowi źródła żadnej ogólnej struktury poznawczej" (EMP, s. 329); toteż uwaga epistemologa zwrócona być musi na " 'podmiot epistemiczny', czyli to, co jest wspólne wszystkim podmiotom na tym samym poziomie rozwoju, i którego struktury poznawcze wywodzą się z najogólniejszych mechanizmów koordynacji działań" (ibid., s. 329). Jst jasne, że rzeczywiste postępowanie podmiotu indywidualnego zależne jest od tego, co akceptuje on czy rozpoznaje jako owe "fakty normatywne", o których mówiliśmy wyżej. Jednakże "jeśli myślenie naturalne zawiera w świadomości podmiotu pewien aspekt normatywny, to tylko w tej mierze, w jakiej nadbudowane jest ono nad pewnymi strukturami operacyjnymi, które, jako struktury globalne, nie są świadome, ale ktorych funkcjonowanie może wyrazić się w świadomości przez Regelbewusstsein, normatywne poczucie konieczności, itd. Aby więc znaleźć punkt wyjścia formalizacji logicznych, trzeba poddać analizie te właśnie struktury operacyjne; chcąc wszakże do nich dotrzeć, nie można zadowolić się danymi dostarczanymi przez świadomość podmiotu [...]; poszukiwać ich trzeba nie w świadomości podmiotu, lecz w jego zachowaniu operacyjnym, a zachowanie to nie jest dostępne inaczej, niż tylko poprzez prześledzenie krok za krokiem jego konstrukcji genetycznej" (L, s. 380-381).

Nie jest zupełnie jasne, czy zdaniem Piageta można kategorie te odnosić bezpośrednio do historii nauki. Gdyby tak było, traktowanie epistemologii genetycznej jako swego rodzaju działu tradycyjnie rozumianej psychologii trudno uznać za interpretację uzasadnioną. Wówczas jednak pojawiałyby się inne trudne pytania. Jakoż nie wydaje się jasna - mimo, że sprawie tej poświęca autor bardzo wiele miejsca20
20Pomijając liczne uwagi rozrzucone po różnych tekstach Piageta, kwestii tej poświęcony jest w całości artykuł Les méthodes de l'épistémologie; por. także EMP, s. 325-331.

- podstawa, na jakiej opiera on swoją teorię koordynacji (czy wzajemnego "kontrolowania się") podstawowych metod badania epistemologicznego, w szczególności teorię koordynacji metody historyczno-krytycznej i psychogenetycznej. Nie jest jasne, czy chodzi tu o tezę stwierdzającą tożsamość mechanizmów ontogenetycznego i historycznego rozwoju inteligencji, czy też raczej o wynikające z ogólnych zasad Piagetowskiego strukturalizmu przekonanie o ciągłości rozwoju myśli ludzkiej od etapów niemal biologicznych do konstrukcji nauki współczesnej. Niezależnie jednak od odpowiedzi na to pytanie, a więc od tego, jak właściwie Piaget pojmuje stosunek filogenezy (socjogenezy) do ontogenezy (psychogenezy): jako jej powtórzenie, przedłużenie czy jedno i drugie zarazem - wydaje się, że żadnej z tych tez niepodobna zaakceptować bez przyjęcia najogólniejszych "metafizycznych" założeń dotyczących niezmienności natury ludzkiego umysłu, redukującej się ostatecznie do generalnych uwarunkowań gatunku ludzkiego jako bytu biologicznego. Nie jest, po drugie, oczywiste, w jaki sposób kategorię podmiotu epistemicznego, klarownie wyeksplikowaną w kontekście psychogenetycznym, należy odnieść do zagadnień pojawiających się w analizie historii nauki. Jeśli podmiot epistemiczny konstruujący np. teorię mnogości jest tym samym, choć oczywiście znacznie bardziej zaawansowanym w rozwoju podmiotem, który utworzył pojęcie liczby naturalnej, to wypadałoby odtworzyć owe powszechne, wspólne wszystkim indywidualnym podmiotom nie uświadamiane struktury operacyjne determinujące ich rzeczywiste akty poznawcze. W tym celu jednak należałoby dokładnie okeślić reguły pozwalające na rekonstruowanie stanów historycznego podmiotu epistemicznego na podstawie obserwacji już to jego struktur świadomych i rezultatów jego aktów poznawczych, już to całości jego działań w materialnej i społecznej rzeczywistości. Ani jednego wszakże, ani drugiego w teorii Piageta znaleźć nie można: kategoria abstraction réfléchissante, odnosząca się do podstawowego mechanizmu wiążącego struktury podmiotu z jego świadomością, nie jest pod tym względem dostetcznie operacyjnie określona nawet w kontekście psychogenetycznym. Gdyby natomiast rola podmiotu epistemicznego kończyła się w tym momencie, w którym epistemologia wykracza poza problemy ontogenetycznego rozwoju inteligencji, związki między psychogenezą i socjogenezą byłyby o wiele bardziej powierzchowne, niż zapewnia Piaget. Z tego punktu widzenia Piagetowską epistemologię genetyczną należałoby uznać za porażkę: po pierwsze, problem rozwoju nauki, wusnięty skądinąd jako jej zagadnienie centralne, byłby nim jedynie w sferze deklaracji, po drugie zaś - nie dostarczałaby ona bynajmniej jego rozwiązania wykraczającego w istotny sposób poza to, co w "zwykłym" badaniu historyczno-krytycznym można uzyskać, a jedyną jej myślą oryginalną byłaby propozycja konfrontowania jego wyników z rezultatami osiągniętymi przez psychologię genetyczną.

Nie zamierzamy tu dowodzić, że ocena ta - najbardziej bodaj rozpowszechniona - jest błędna21.
21Sądzimy, że dałoby się to pokazać; wymagałoby to jednak bardziej szczegółowych analiz nie tylko metateoretycznych wywodów Piageta, lecz również treści jego teorii.

Chcemy natomiast, kończąc niniejsze rozważania, sformułować pewną refleksję ogólniejszą: nie wydaje się mianowicie, by chętnie wytykane przez krytyków niejasności czy zgoła sprzeczności logiczne zawarte w epistemologii genetycznej, wynikały z jej niedopracowania, z popełnionych przez Piageta błędów rozumowania, trudności w teoretycznym opanowaniu ogromnego i różnorodnego materiału, jakim dysponował, itp. Sądzimy raczej, że epistemologia Piageta z natury rzeczy nie mogła się od nich uchronić,, tak jak nie może ich uniknąć żadna wielka koncepcja  f i l o z o f i c z n a  nieuchronnie uwikłana - jak sam Piaget to podkreślał - w problemy najbardziej fundamentalnych wartości i zawsze, o ile nie jest skrajnie minimalistyczna, prowadząca do pytania, jak jednocześnie zrealizować wartości sprzeczne.

Miała być Piagetowska teoria poznania epistemologią  n a u k o w ą  skoncentrowaną na dobrze postawionych problemach dających się rozstrzygnąć za pomocą intersubiektywnie sprawdzalnych metod. Toteż istotnie, gdy po zaprezentowaniu najogólniejszych idei swej teorii przystępuje Piaget we Wstępie do Introduction do analizu sześciu klasycznych orientacji epistemologicznych22,
22W pewnym sensie są to, zdaniem Piageta, jedyne epistemologie możliwe: opozycja między koncepcjami "nie-genetycznymi" i "genetycznymi" oraz triada rozwiązań problemu stosunku przedmiotu do podmiotu )"prymat przedmiotu", "prymat podmiotu" i ich "nierozdzielność" [indissociation]), wyznaczają sześć możliwych orientacji: realizm, aprioryzm i fenomenologię jako rozwiązania niegenetyczne oraz empiryzm, pragmatyzm i relatywizm jako rozwiązania genetyczne. Por. IEG, s. 30-38.

wkłada wiele wysiłku w wykazanie, że sama "metoda genetyczna" jest obiektywna, tj. że nie przesądza z gory żadnej z tych tradycyjnych koncepcji, natomiast dostarcza danych historycznych i psychogenetycznych, z którymi każda epistemologia powinna być zgodna, stając się w ten sposób raczej czymś w rodzaju superarbitra, niż siódmą orientacją epistemologiczną. Gdy problem ten powraca w zmodyfikowanej postaci w jednym z późniejszych artykułów23
23W Les courants de l'épistémologie scientifique contemporaine pojawia się mianowicie tablica epistemologii bardziej rozbudowana, "trzy na trzy": trzy stanowiska dotyczące relacji między podmiotem i przedmiotem (gdzie pojęcie indissociation zostaje zastąpione przez interaction) mogą być kombinowane z antyredukcjonizmem (struktury bez genezy), redukcjonizmem (geneza bez struktury) i konstruktywizmem (punkt widzenia strukturalno-genetyczny).

epistemologia genetyczna co prawda wciąż nie jest przez Piageta wymieniana jako jedna spośród wielu orientacji epistemologicznych, jednakże nie jest już wysuwana jako jedynie "zewnętrzna" metoda rozstrzygania sporów filozoficznych: mieści się w rzeczywistości w rubryce "dialektyka" i staje się postawą już nie wobec teorii poznania, lecz wobec poznania samego i świata ludzkiego w ogóle. Epistemologia genetyczna miała nie być filozofią, ale też stać się nią musiała: odrzucała pytanie o naturę "poznania w ogóle" jako nienaukowe, lecz na to właśnie  m e t a f i z y c z n e  pytanie usiłowała w końcu odpowiedzieć - tajemnica relacji między podmiotem i przedmiotem w skali całości poznania naukowego stała się jej zagadnieniem podstawowym.

Toteż, po drugie, trudno się dziwić, że pojawiło się w teorii Piageta wyraźne napięcie logiczne (lub, jeśli kto woli, sprzeczność) między tendencją do wysuwania na plan pierwszy tej okoliczności skądinąd oczywistej, iż każde poznanie jest poznaniem pewnego  p o d m i o t u , a spostrzeżeniem, że nie da się ufundować epistemologii bez znalezienia jakiegoś sposobu oczyszczenia owego podmiotu z jego cech indywidualnych, konkretnych, dających się w określonym miejscu i czasie zlokalizować. Współczesna anglosaska filozofia nauki rozwiązywała ten problem początkowo kwalifikując po prostu pytanie o podmiot jako niesensowne; jej przedmiotem miały być wyłącznie rezultaty naukowych procedur, choćby nawet w diachronicznym wymiarze rozważane, lecz traktowane jako już ukształtowane, dla których "natury" problem rzeczywistych aktów produkującego je podmiotu był najzupełniej nieistotny. Piaget od początku był przekonany, iż nie ma dla epistemologii poznania bez rzeczywistego podmiotu; z drugiej wszelako strony zdawał sobie sprawę z tego, że nie może tu chodzić o psychologicznie (w sensie psychologii świadomości) pojmowany podmiot indywidualny. W takim bowiem przypadku epistemologia musiałaby stać się czymś w rodzaju "psychologii wiedzy" w znaczeniu analogicznym do "socjologii wiedzy" w jej tradycyjnym rozumieniu: w obu przypadkach można by co najwyżej sformułować tezę, iż konkretne psychologiczne czy społęczne uwarunkowania determinują kształt ludzkiej wiedzy. Chodzi jednak o to, czy nie istnieją generalne mechanizmy jej tworzenia, których efektem jest to, iż wszystkie podmiotu dochodzą w końcu do tego samego. Ostateczny sens piagetowskich pytań: "w jaki sposób rzeczywiste myślenie człowieka może stworzyć naukę jako spójny system wiedzy obiektywnej?" (EMP, s. 325), "w jaki sposób umysł ludzki dochodzi do konstrukcji związków koniecznych jawiących się jako 'niezależne od czasu', skoro narzędziem myślenia są operacje psychologiczne podlegające ewolucji i konstytuujące się w czasie?" (IEG, s. 28), analogiczny jest do sensu pytań, jakie stawiają Berger i Luckmann: "jak jest możliwe, że subiektywne znaczenia stają się obiektywnymi faktami?", "jak jest możliwe, że ludzka działalność zdolna jest wytworzyć świat rzeczy?"24.
24P. L. Berger, T. Luckmann, Społeczne tworzenie rzeczywistości, Warszawa 1983, s. 47.

Metodologiczne rozwiązanie, jakie znalazł Piaget dla podjęcia tego problemu - wprowadzenie kategorii "podmiotu epistemicznego" - można oczywiście uważać za dyskusyjne, jednak jego intencja jest oczywista: chciał w rzeczywistym świecie tego, co subiektywne, znaleźć podstawy i źródła tego, co okazuje się być obiektywne.

Wreszcie, chciał Piaget pogodzić historyzm radykalny z wiarą w sens dziejów. Nie ma - twierdził - absolutnego początku i ostatecznego końca, nie ma jakiegokolwiek punktu stałego, do jakiego można by sens procesów historycznych odnosić, nie ma - wbrew pozytywizmowi - norm ne varietur, nie ma w historii niczego, co by nie było produktem samej historii (por. L, s. 42-43). Ale nie sposób zgodzić się też z totalną relatywizacją wszystkiego. Rozum panuje nad światem i bieg dziejów musi być rozumny25
25"Il est - pisał Piaget - en effet difficile d'admettre que la raison elle-même évolue sans raison et que la raison d'une évolution de la raison puisse être autre chose que rationnelle" (EMP, s. 209).

- a twierdzenie to daje się w samym badaniu historii ufundować. Polemizując np. z Brunschvicgiem nie uważał Piaget, że jednej koncepcji filozoficznej przeciwstawia inną, lecz odwoływał się do faktów, by pokazać, że - aczkolwiek jest prawdą, jak sądził Brunschvicg, iż każda konstrukcja naukowa jest relatywna do określonej sytuacji historycznej - to jednak nie jest prawdą ani to, że wyłania się ex nihilo, ani to, że ginie z upływem czasu: daje się przecież obserwować w historii nauki wyraźny kierunek rozwoju, przy którym wszystkie powstające struktury są wchłaniane przez nowe, szersze systemy wiedzy, zachowując w ten sposób w sobie dla przyszłości całą wcześniejszą historię (por. L, s. 111-116). Wolno wszakże uważać, że - sądząc tak - ulegał Piaget złudzeniu. Jak pisze bowiem Kołakowski: "albo przyjmiemy punkt widzenia autentycznego historyzmu i tym samym uczynimy historię totalnie niesensowną [...]; albo podejmiemy ideę historii sensownej dzięki świadomemu projektowi, który, rzutowany w przeszłość, uczyni ją zrozumiałą"26.
26L. Kołakowski, Kultura i fetysze, Warszawa 1967, s. 237.

Historyzm i wiara w sens dziejów - to dwie wartości sprzeczne. Można je przyjąć zarazem - i tak właśnie czyni Piaget - lecz trzeba wówczas zgodzić się z tym, że jest to akt  f i l o z o f i c z n e j   d e c y z j i.

Z tego punktu widzenia epistemologia genetyczna jako nauka - zgodnie z programem Piageta budowana - jest zapewne logicznie niemożliwa. Może jednak nie będzie zbyt ryzykowne twierdzenie, że - jako filozofia - jest konieczna. Można uniknąć piagetowskich problemów - w znacznym stopniu udaje się to filozofii anglosaskiej - lecz jedynie za cenę pewnego minimalizmu, usuwającego z pola widzenia problemy, które uważa się za nierozstrzygalne. W filozofii jednak jest tylko jeden sposób wykazania, iż problem jest nierozstrzygalny: jest nim udzielenie kolejnej odpowiedzi na owo pytanie, na które odpowiedzieć nie można.

Andrzej Lubomirski, "ÉPISTÉMOLOGIE GÉNÉTIQUE ET LE PROBLÈME DU DEVENIR SCIENTIFIQUE"
Résumé

Cette étude vise à reconstruire la structure logique d'un motif important de réflexion métaépistémologique de Jean Piaget: motif qui a déterminé sa façon de concevoir le développement de la science.Après un brève introduction, nous présentons deux théories de Piaget: d'abord, son idée de construire l'épistémologie comme une science vouée aux problèmes du devenir de la connaissance scientifique; ensuite, ses considérations méthodologiques concernant (1) la possibilité d'appliquer la méthode historico-critique sans toutefois aboutir au relativisme, et (2) le problème de réconcilier les résultats de la recherche historique avec les données de la psychologie génétique. Cette dernière question conduit inévitablement au problème des liens entre l'épistémologie et la psychologie; nous soulignons, en ce contexte, l'importance de deux notions centrales de Piaget: celle du "sujet épistémique" et celle de "faits normatifs". Enfin, nous signalons certaines tensions logiques apparaissant dans la doctrine de Piaget, et qui résultent, smble-t-il, de son effort (lié, plus ou moins directement, avec le désir d'éviter le subjectivisme et le relativisme historique, en examinant toutefois la pensée réelle de l'homme) d'une réalisations simultanée de certaines valeurs divergentes. A l'avis de l'auteur, ses tensions au sein de l'épistémologie généteique étaient probablement inévitables, ou moins à partir du moment où, contairement aux intensions initiales de Piaget, elle a cessé d'être une discipline scientifique en se transformant en une philosophie.